Podróż Never Give Up!!! #7

Południowy szlak,

do którego zalicza się miasto Invercargill.

O poranku postanowiłem zwiedzić okolice. Było warto, bo znalazłem kilka ciekawych i historycznych miejsc. Szczególnie muzeum dziejów mieszkańców od początku założenia osady, a także okres I i II Wojny Światowej. Tu także niespodzianka, żywe jaszczurki Hatteria (tuatara), które wyglądają jak skamieliny.

Hatteria

Początkowo myślałem, że nie są prawdziwe. W ogóle się nie ruszały, ale po chwili dostrzegłem, że jednak tak nie jest.

Bardzo nie lubię marnować czasu i odpuszczam sobie miasto, a jako że niedaleko znajduje się kolejny punkt na mojej mapie to ruszam od razu.

Po drodze Bluff

Bluff

i wreszcie Stirling Point, najbardziej oddalone na południe miejsce na Wyspie Południowej. Oprócz pięknych widoków, oferuje ciekawy szlak pieszy, ciągnący się przez dobrych kilkanaście kilometrów. Jako że było już trochę późno, wybrałem inną opcję. Odbiłem w jedną z odnóg i wszedłem na Glory Track. Miał on około 3 kilometrów, ale 90 procent drogi to stroma góra. Tu kondycja trochę mnie zawiodła, ale ja się nie poddaję. Na końcu drogi zaskoczenie, bunkry, stanowiska strzelnicze i punkt obserwacyjny z czasów II Wojny Światowej.

Kiedy wróciłem do Stirling Point czułem się jakbym przeszedł co najmniej dwa razy tyle.

Stirling Point

Ogólnie udało się, a ja miałem miły i emocjonujący dzień. Uwieńczeniem był piękny zachód słońca.

Bluff

Powrót do przeszłości,

mam sentyment do pewnych miejsc, a i tym razem musiałem gdzieś wrócić. Trafiłem po raz drugi na Monkey Island Beach, to bardzo niezwykła plaża.

Monkey Island

Kiedy jest odpływ, można zupełnie spokojnie przejść na małą wysepkę leżącą nieopodal. Niestety traf chciał i tym razem się nie udało. Był przypływ, a woda podchodziła pod sam brzeg. Mimo wszystko bardzo się cieszę, że udało się tu wrócić, a być może następnym razem zawitam znowu na wyspę. Dodam, że cała trasa prowadzi wzdłuż wybrzeża, a plaż jest tu zatrzęsienie.

Jadę w kierunku Te Anau,

które także bardzo dobrze wspominam. Gdzieś po drodze jest kilka historycznych miejsc. Jedno szczególne, bo konstrukcja jest dosyć spora, a pochodzi z XIX wieku. To most Clifden,

Clifden Bridge

a po drugiej jego stronie park z ogromnymi drzewami. Niestety nie widziałem nigdzie informacji i nie wiem, jak się nazywają. Zrobiły na mnie wielkie wrażenie, bo ich obwód i wysokość był nie do opisania. To nie amerykańskie Sekwoje, ale można je do nich porównać.

Pod wieczór dotarłem do Frasers Beach,

miasta, które jest o kilka kilometrów drogi od Te Anau. Tu piękne jezioro i góry, co oznacza, że zbliżam się do Fiordland National Park.

Frasers Beach

Czasami trzeba sobie odpuścić i znaleźć chwilę dla siebie. Tak więc postanowiłem, że trzy dni w górach, pod dachem w ciepłym łóżku jak najbardziej mi się należały 😉 a przy okazji nie będę próżnował i ogarnę plan, a także opiszę przebytą drogę…

Dodaj komentarz